Przybyliśmy z Kambodży na wyspę Koh Samet. Poleciły nam ja Polki, które w Kambodży spotkaliśmy. Mówiły, że piękna, zielona, z parkiem narodowym i że Tajowie ja uwielbiają i na niej wakacje spędzają. Przybyliśmy, zobaczyliśmy i nie potwierdzamy jakiejś szczególnej urody tego miejsca. Wczoraj przyjechaliśmy, mamy domek ze 25m oddalony od plaży, na której piasek jest drobny i miałki jak mąka.
Dziś obeszliśmy praktycznie całą wyspę i doszliśmy do wniosku, ze nie ma sieczym zachwycac. Nasza plaza jest chyba najladniejsza i najczystsza. A oprocz plaz, kilku hotelikow z bungalowami i mini miasteczka nic tu nie ma - tylko zasmiecony las i jedna droga szutrowa.
Najwiekszy plus, to nasza czysta i duza plaza i blekitna cieplusienka woda - to akurat na zachwyt zasluguje - woda lepsza niz w Chorwacji, plaza lepsza i mniej zaludniona niz w Polsce.
Podczas tego naszego ogladania wyspy, przez dluzszy czas szlismy linia brzegowa i spalilismy sie tak,ze jestesmy czerwoni jak raki. Oj, chyba bedzie bolalo. Dzisiaj na kolacje jedliśmy barakude i kraba. Niestety ceny na wyspach dużo wyższe niż na kontynencie. Za pokój o interesującym nas standardzie trzeba zapłacic 170zł ale te 30 stopni na powietrzu i w wodzie oraz 25m do plaży rekompensuje ten wydatek. Jutro czeka nas długa droga jedziemy na inną wyspę Koh Samui. Wyruszamy w poszukiwaniu idealnej plaży z palmami, jak z obrazka. Na Samet plaża super, ale nie ma palm ;)