Chiang Mai

Do Chiang Mai docieramy samolotem. Z Air Asia jesteśmy naprawdę bardzo zadowoleni.

Już następnego dnia wykupujemy w pobliskim hoteliku wycieczkę do dżungli z przejażdżką na słoniach i bamboo raftingiem.
Tajska dżungla to taki większy i bardziej gęsty las. Odwiedzamy też po drodze lokalną wioskę. Zadziwiają nas trochę świnie, które tu trzymane są na sznurku pod domami na palach.

Jazda na słoniach też ciekawa, aczkolwiek po kilkunastu minutach robi się trochę nudno. Tym bardziej, że nasz słoń jest trochę apatyczny i nie podnosi trąby prosząc o banany tak, jak inne słonie na tej farmie.

Wycieczka do Tiger Kingdom na wypożyczonych skuterkach dostarczyła prawdziwych wrażeń. Najpierw jazda w zatłoczonym mieście z olbrzymią ilością ulic jednokierunkowych, w ruchu lewostronnym, gdzie nikt żadnych reguł i przepisów nie przestrzega. Prawdziwy hardcore.

I wreszcie spotkanie z tygrysami i lwami. Nie mogę uwierzyć, że dotykamy tych olbrzymich kotów, które dotychczas widziało się tylko w telewizji lub zoo. Nie sposób opanować strachu. Budzą olbrzymi respekt, z bliska są jeszcze większe. Możemy je głaskać i przytulać się do nich, ale tylko z tyłu. Dotykanie okolic przednich łap i głowy odbierają jako zachętę do zabawy... nie wiem, czy bylibyśmy na tę zabawę gotowi ;)
Są przepiękne, mięciutkie, no i jednak groźnie wyglądające.

Kolejny dzień to wycieczka do Chiang Rai, Złotego Trójkąta...

Komentarze (0)