Geoblog.pl    cygnuscygnus    Podróże    Tajlandia i Kambodża    Bangkok
Zwiń mapę
2009
05
lis

Bangkok

 
Tajlandia
Tajlandia, Bangkok
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 8090 km
 
Przybyliśmy do Bangkoku ok godziny 14. Na lotnisku widać objawy lekkiej paranoi: kamerę termowizyjną i celników w maseczkach, wszyscy się boją grypy, świńskiej oczywiście. Mamy pewne obawy, ponieważ Tomek ma stan podgorączkowy, przed wyjazdem złapał jakieś choróbsko, które niby już trochę przeszło, ale... Na szczęście wszystko przebiega bez problemu. No może poza tym, że niektórych Tajów trudno zrozumieć przez ich akcent i rozmowa z celnikiem nieco się przedłuża, co wywołuje u niego małą irytację. Po odprawie wychodzimy z lotniska i od razu uderza w nas żar, który połączony z wysoką wilgotnością powietrza „zapiera nam dech w piersiach”. Bierzemy taksówkę za 450B na Kaosan Road.

Ledwie wysiadamy z samochodu, a już podbiega do nas naganiacz i oferuje pomoc w znalezieniu noclegu jednocześnie prowadzi nas na posterunek policji, na którym opowiada nam o tym, że w hotelach trzeba uważać, bo zdarzają się hotelarze oszuści i złodzieje. Pan wygląda wiarygodnie, rozmawia z nami na posterunku, myślałam nawet, że może nawet jest policjantem, a nie naganiaczem, więc postanawiamy skorzystać z pomocy i zapytać, jak dojść do hotelu, który polecali nam znajomi. Tomek wyjmuje kartkę z jego nazwą: Sleepwith Inn. Pan bierze kartkę czyta nazwę i opowiada historię o kradzieżach w tym hotelu, które widział na własne oczy na nagraniach z kamer hotelowych., a zatem w żadnym wypadku nie powinniśmy tam nocować, nic nie zostanie z rzeczy, które mamy, nawet ubrań nas pozbawią. Na szczęście on nam może polecić godny zaufania hotel, wyprowadza nas na ulicę i woła zaprzyjaźnionego tuk – tuka...

Znamy te numery z opowiadań, więc nie dajemy się nabrać. Grzecznie dziękujemy i żegnamy się z panem wyraźnie teraz nie pocieszonym. Nasza kartka z nazwą hotelu oczywiście zniknęła w „międzyczasie” ale co nieco pamiętamy i odnajdujemy Sleepwith Inn przecznicę dalej. Nie ma wolnych pokoi, ale polecają nam siostrzany obiekt oddalony o kilkadziesiąt metrów. Za trzy-osobowy pokój z łazienką i klimą w Rambuttri Village płacimy 1150B (około 110 zł) za dobę. Mają na dachu basen. Jest super.
Przez resztę dnia zaprzyjaźniamy się z miastem. na początku mamy obawy co do jedzenia, szczególnie tego od ulicznych kucharzy, przygotowujących posiłki na wózkach. Jednak już pod koniec dnia próbujemy niemal wszystkiego (pad thai – pyszny makaron z kurczakiem, jajkiem i tajemną mieszanką sosów, naleśniki smażone z bananami rozpływającymi się w ustach) włączając w to picie drinków z lodem sprzedawanych w plastikowych wiaderkach na ulicy, a panowie idą absolutnie na całość i „pochrupują” smażone szarańcze.

Zamek królewski i świątynie trochę nas rozczarowały. Budda Stojący, Budda Leżący, Złoty Budda, Szmaragdowy Budda... Malarstwo zatrzymało się na epoce średniowiecza, brak perspektywy, wszystko, po bliższym przyjrzeniu się, wygląda trochę tandetnie. Poczucie piękna tutaj przypomina trochę dziecięcą estetykę – dużo świecidełek, kolorów, w tym złota (złotej farby) chyba najwięcej. Jest to zupełnie inny krąg kulturowy i albo się to zrozumie i polubi, a wtedy zachwyca, albo będzie się na to patrzyło z przymrużeniem oka i zacznie się nawet to w pewien sposób podobać. My zaliczamy się do tej drugiej grupy ludzi.

Do budynków zamku królewskiego nie można niestety wejść.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 3% świata (6 państw)
Zasoby: 21 wpisów21 2 komentarze2 64 zdjęcia64 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
04.11.2009 - 01.12.2009
 
 
04.06.2010 - 28.06.2010