15-16.06
Za pośrednictwem hotelu organizujemy wypad do dżungli. Nauczeni doświadczeniem, tym razem poprosiliśmy o nazwę biura turystycznego i szczegółowy harmonogram „wycieczki”. Recepcjonistka z hotelu daje nam namiary na stronę firmy InSabah. Program dwudniowej wycieczki do dżungli z nocowaniem w obozie na miejscu wygląda bardzo interesująco: 2 rejsy łodzią po rzece, 2 spacery po dżungli, wizyta w ośrodku z orangutanami i oglądanie dużych jaskiń. Wszystko za 380R/os.
Wstajemy wcześnie rano, taksówką (30R) dojeżdżamy do Inanam, a tam łapiemy autokar o 7 rano do Ranau, będziemy wysiadać w Medan Selera (45R/os), gdzie ktoś z biura z InSabah ma nas odebrać.
Podróż autokarem zasługuje co najmniej na oddzielny rozdział. Przed startem bileter rozdaje wodę, pastylki (lokalny aviomarin) oraz woreczki foliowe, czarne. Bez wdawania się w szczegóły, powiem tylko, że połowa pasażerów z woreczków korzystała i to wielokrotnie, w międzyczasie wieszając je na wieszaczku przed sobą...
Przed nami, na 2 siedzeniach (jak to w autokarze) siedzi pan, pani z jednym, rocznym dzieckiem na kolanach, a drugim, czteroletnim siedzącym na podłodze... Jeszcze ze dwie takie pary siedzeń są zajmowane przez 3 lub 4 osoby jednocześnie.
My siedzimy na samym końcu. Są tu akurat 3 miejsca. Niestety obok nas jest toaleta. Bardzo często używana. Krótko mówiąc jechaliśmy toi toiem ;(
Przed 14-ą jesteśmy w Medan Selera, busikiem dowożą nas do obozowiska (miejscowość Kinabatangan). Tu okazuje się, że rozkład zajęć przedstawia się inaczej niż na stronie InSabah. Czeka nas kurs łódką, kolacja, 45 minutowy spacer w dżungli nocą, następnego dnia znów kurs łódką, śniadanie i o 8:30 check out dla tych, którzy wykupili 1 nocleg (czyli dla nas). Tych, którzy wykupili 2 noclegi, czeka jeszcze 3 godzinny spacer po dżungli w dzień, obiad, znowu łódka, dżungla nocą, kolejnego poranka łódka, śniadanie i check out...
Zatem program TROCHĘ inny, niż na stronce... Generalnie Malezja i Indonezja przypominają nam Kambodżę - albo za umówioną cenę dostajesz mniej niż ustaliłeś, albo cena za to co ustaliłeś jest inna niż uzgodniłeś wcześniej (przy regulowaniu rachunku okazuje się, że płacisz 30% więcej, bo ceny nie uwzględniały podatku, serwisu, a w ogóle to dziś jest disco (choć nikt nie tańczy w knajpce, a przy wejściu nic nie wspomniano), albo weekend, więc za to też extra dopłacasz).
Za 75R od osoby przedłużamy swój pobyt w dżungli do 12.30 (3 godzinny spacer w dzień, obiad i ekstra transport do przystanku autobusowego).
Pobyt mimo wszystko całkiem fajny. Pierwszego dnia, podczas rejsu po rzece widzimy sporo małp (dużo makaków rozmaitych, nosale) trochę ptaków. Nocny spacer też ciekawy. 2 kolorowe ptaszki śpiące na gałązce, pająki, i ciekawy wąż, który wygląda jak duża, niepozorna dżdżownica owinięta wokół gałązki, tymczasem okazuje się, że jego ukąszenie jest bardzo niebezpieczne. Poza tym odgłosy lasu i zapach są przyjemne. Choć jeżeli chodzi o zapach, to czuć głównie chemikalia antykomarowe ;). Swoją drogą wypróbowaliśmy plasterki antykomarowe. Stosowaliśmy je razem z pomarańczowym Offem i to było bardzo skuteczne połączenie (nie wiemco było skuteczniejsze, ale plasterki znacznie dłużej „pachniały”).
Drugiego dnia podczas spaceru w dzień tak, jak przypuszczaliśmy trochę błotka na nas czekało...
Miłosz miał buty goretexowe za kostkę (trochę wody mu się nalało), Tomek miał buty trekkingowe krótkie z dziurami także w podeszwie (zamoczyło się ale wypłynęło), a ja sandało-adidasy i gore-texowe skarpety z demobilu (były dosyć wysokie, więc stopa sucha). Oczywiście wszyscy w skarpetkach naciągniętych na długie spodnie, co skutecznie nas chroniło przed pijawkami.
Największą „atrakcją”, pomijając las deszczowy, były ślady słoni i ich odchody ;) Ścieżki momentami są bardzo wąskie. Aż dziwne, że się mieściły pomiędzy drzewami i krzakami w niektórych miejscach. Choć z drugiej strony może to były te najmniejsze słonie na świecie, które tu podobno żyją.
Ogólnie bardzo nam się podobało, aczkolwiek słyszeliśmy, że wypady do dżungli w okolicach Sandakanu są ciekawsze.